wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 1 cz.2

 Po obiedzie, rozległo się pukanie do drzwi. John i ja wciąż graliśmy w stary holograficzny system gry. Pokonałam go już dwa razy, lubiłam gdy z protestem zaprzeczał wynikowi.
Tata odszedł od stołu, gdzie rozmawiał z mamą i poszedł w lewo otworzyć drzwi. To było dziwne uczucie, słuchać rozmowy ojca z kimś obcym w tak późny zimowy dzień, ale dużo nad tym nie myślałam.
John prześcignął mnie na torze wyścigowym więc musiałam rzucić w niego pociskiem aby wrócić na pierwsze miejsce. Jęknął , ponieważ przekroczyłam linię mety, tańcząc taniec sukcesu.
Słyszałam przyciszone głosy dochodzące z przedpokoju i podwórka. Tata zawołał mamę.
Zostawiła swoją książkę i szklankę, aby przejść do przedpokoju i spotkać się z nimi. Czyli było ich więcej.
Głos człowieka wzrastał wyżej z każdym słowem.
 - Nie możecie, tu mieszkać  przez trzy miesiące bez spłacenia hipoteki.
Głos mojego taty był za to  spokojny.
 - Nie dostaniecie pieniędzy do jutra. Panie James, instytut musiał oszczędzać na płacy przez kilka tygodni.
 - Dobrze, może powinieneś porozmawiać o tym z nimi, ponieważ ja nie mam zamiaru już tego tolerować - powiedział mężczyzna.
 - Proszę Pana! Do jutra będzie Pan to miał, przysięgam - błagała mama.
Głos człowieka jeszcze raz przygasł i nie mogłam dowiedzieć się o czym mówił.
Drzwi zatrzasnęły się.
John patrzył na mnie zdziwionym spojrzeniem, ja wzruszyłam ramionami. Mój umysł pracował szybciej po tej rozmowie. Pan James był człowiekiem, do którego należał nasz dom, a my najwyraźniej nie wpłaciliśmy czynszu. Zrobiło mi się nie dobrze gdy zobaczyłam jak moi rodzice wchodzą do kuchni. Tata odwrócił się do mojego brata a ja stałam sztywno.
- Callie, idź na górę ze swoim bratem. Mama i ja potrzebujemy prywatnej rozmowy - słowa przeszły przez jego gardło, a jego brwi przybrały kształt litery V. Jego zachowanie niepokoiło mnie.
Zrobiłam to co mi kazano, nie chcąc zostać w pobliżu i słyszeć szczegóły. Mój mózg wymyślał już scenariusze, co by się stało gdybyśmy zostali usunięci z domu. Prawdopodobnie musielibyśmy wtedy przeprowadzić się do miasta gdzie nie łatwo znaleźć pracę, którą ja i moja matka musiałyśmy znaleźć. Musiałabym wtedy wycofać się ze szkoły. Praca w instytucie byłą najlepszą pracą taty, dzięki czemu mógł zapłacić za mieszkanie w ładnym domku. Ale teraz mieliśmy oszczędzać.
John zerwał się przede mną  i popędził do swojego pokoju, ja szłam do swojego pokoju. Wiedziałam, że jedynym sposobem aby pozbyć się moich zmartwień, było udanie się spać. Moje ciało było zmęczone przez długi dzień w szkole i byłam gotowa na potrzebny sen, który miał prowadzić do weekendu. Nie mogłam martwić się o dom i rodziców. Tak, potrzebowałam snu.
Wkładając moją koszulkę i skacząc w moje odjazdowe spodenki, dałam odpocząć swej głowie na poduszce. Mówiąc sobie, że nie stracimy schronienia.
Po chwili uświadomiłam sobie, że czuję nóż ponad moimi wargami.



___________________________________________

To cóż, druga część rozdziału jest.
Trochę krótsza. Ale z następnym będzie się działo.



*czytasz=komentujesz, motywujesz


Callie

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 1 cz.1

Rześkie zimowe powietrze poruszyło dzwoneczki, wypuszczając cudowną melodię, która dopowiadała moje uszy. Przyjrzałam się witrażowi w ganku mojego domu, jak zielone i czerwone barwy rozbitych kawałków butelki zamigotały w świetle zachodzącego słońca.

Dostałam te dzwoneczki kiedy miałam  piętnaście lat. Moja starsza siostra Fawn przyjechała do domu na święta i spała w mojej sypialni. Przywiozła mnóstwo smakołyków dla mnie i mojego brata Jonah'a, z Nowego Jorku, gdzie chodziła do szkoły. John dostał dziadka do orzechów, który spacerował gdy zakręciło się jego "skrzydłem". Ja dostałam dzwonki wietrzne. Początkowo byłam rozczarowana, ponieważ wyglądało to jakby zostało zrobione z jakiś śmieci. Sznurki, które trzymały to razem wyglądały jak gęsta siatka ogrodzeniowa a ozdoby były popękane jak odłamki stłuczonej butelki piwa.
Fawn radośnie wzięła ode mnie kolaż-złomu jakby był zrobiony z diamentów.
 - Czy nie jest piękny - zapytała, łagodnie dotykając palcami fragmentów dzwonków. Wtedy z powrotem wydęłam wargi, bo dla mnie nie wyglądało to na specjalnie piękne. Fawn zauważyła moją niechęć do prezentu i zmarszczyła brwi.
 - Nie podoba ci się - znów zadała pytanie.
 - Miałam na myśli to, że jest chłodno. Z czego to zrobiłaś? Ze śmieci - prychnęłam.
Fawn zasznurowała swoje wargi i pociągnęła gniewnie za swoje rude włosy.
 - Callie, to jest zrobione z ostatniego chrześcijańskiego kościoła w Nowym Jorku. Zaczynali go niszczyć gdy przeszłam obok i broniłam szklanego malowidła Jezusa i Marii, które wcześniej zniszczyli. Pozwolili mi obejrzeć piękne szkło, a dla nich szkło było nic nie warte - westchnęła i zawiesiła ozdóbkę w oświetlonym pokoju dziennym. Blaski kolorowego szkła zasłały ściany i kanapę, wszystko było w innych kolorach.
Siostra podniosła moją rękę. Trzymała ją i spojrzała na mnie.
 - Obiecali, że dadzą mi jakieś resztki. Wszytko jest zrobione z resztek tego kościoła. Dzwonki, szkło, drut, wszystko.
Próbowałam ją przeprosić.
 - Całę piękno pochodzi z wewnątrz, Callie. Najpiękniejsze sprawy nadchodzą z serca.
Ponieważ przestudiowałam prezent, zdałam sobie sprawę, że moje pierwsze wrażenie już się nie liczyło. Wyglądało to jak duża tandeta, ale melodia jaka z tego wychodziła była magiczna, właśnie taka jak Fawn.

Fawn zginęła ubiegłej wiosny.
Pamiętam ją, to takie uczucie jak dźgnięcie w klatkę piersiową, które czuje za każdym razem gdy o niej myślę. Za każdym razem kiedy minę dzwoneczki wietrzne po prawej stronie ganku, widzę miejsce gdzie została postrzelona prosto w serce. Fawn była światłem w bardzo ciemnym miejscu, które nazywa się świat. Ziemia stała się terenem niezagospodarowanym, technika stawała się tak wyjątkowo mądra że poziom kryminalny były wyższy, niż kiedykolwiek.

Nanobots, człekopodobne roboty, które mogły mieć uczucia i ludzkie cechy, teraz żyły wśród nas. Gdy byłam młodsza, dopiero zaczęły się pojawiać i były cudowne. Ale teraz ich spotkanie było tak samo częste jak spotkanie zwykłego człowieka na ulicy. Czasem nie można było dostrzec różnicy między człowiekiem a Nanobotsem. Robiły całą brudną robotę. Część dużych miast została zamknięta i zmieniona w składy przeznaczone dla śmieci. W tym dawne budownictwa i drapacze chmur znajdowały się w takich składach.
Policja osądziła opryszków, ale przestępstwo zaczynające zalewać USA było zbyt wielkie aby je szybko załatwić. Wiem już dlaczego się przeprowadziliśmy.
Po zamordowaniu Fawn, tata kazał nam pakować nasze rzeczy i wyruszyć do Kolorado. Dla taty była to bezpieczna przystań. W miasteczku było więcej gościnności niż, tej na którą zasłużyliśmy. I właśnie w tym miejscu się teraz znajdujemy.
Atmosfera tego państwa o zmierzchu, była  jak malowany obraz na płótnie, już rzadko  zobaczony.
Tylko klasa wyższa miała zabytkowe rzeczy jak obrazy. Moja rodzina nie była wystarczająco bogata na kupno takich rzeczy. Ale rzeczy były rzeczami i żyliśmy dobrze z tym co mieliśmy.
Mała miejscowość, dom przycupnął w dolinie, która miała mniej śniegu niż góry.

Nagle, rozdrażniony jęk przywrócił mnie z mojego otępienia. Skoczyłam wyżej na moich palcach u nogi i przekręciłam się, próbując zobaczyć skąd dochodził hałas. Z miejsca w którym stałam mogłam zobaczyć Jonah'a w kuchni. Chciał zmienić stację telewizyjną ale zobaczyła, że czerwone paznokcie mojej mamy wyrwą wcześniej mu pilota.
zmieniać stację telewizyjną daleko ale zobaczyłem, że czerwone paznokcie mojej Mamy wyrwą to mu
wcześniej mógł.
 - Mamo - zaprotestował.
Mama właśnie zrobiła badanie tomograficzne swoich oczu. Szłam na paluszkach bez skarpetek nie chcąc ich spotkać. Mama zobaczyła jak weszłam i skinęła na mnie ręką.
 - Och Callie, szybko. Chodź zobacz - powiedziała.
Moje oczy spojrzały na telewizję cyfrową, która była stara i nie do porównania z holograficznym ekranem  telewizorów, które wydawało się ma każdy. John błagał tatę o kupno nowego telewizora na gwiazdkę ale z małą pensją, którą ojciec zarabiała na *TICT wiedział, że nie dostanie swojego wymarzonego prezentu.

"Prezydent kieruje ostrzeżenia do rodzin z dziećmi poniżej dziewiętnastu lat. Został zobaczony w ciągu dnia pod białym domem omawiając tą sprawę"

Ekran przesłał nowy materiał filmowy o naszym prezydencie mówiącym na podium. Zaczął mówić.

"Został utworzony nowy eksperyment. Projekt umożliwiający przetrwanie, zdobył wiele ofiar dzięki różnym testom. Ofiarami są dzieci które zostają porywane do testów. Rodziny z dziećmi poniżej dziewiętnastego roku życia, proszone są o trzymanie swojego potomstwa blisko siebie i zatrzymanie ich w domu dla bezpieczeństwa"

Na ekranie zaczęły pojawiać się różne obrazy, rodziców tęskniących za dziećmi i jakieś nagrania z monitoringu ukazujące porania. 
Moje serce znalazło się w gardle. Prezydent Isaac skończył swoje przemówienie tym? 

"Najtrudniejsze jest znalezienie przywódcy tych testów. FBI  też zajmuje się  tą sprawą. Proszę jeszcze raz zdać sobie sprawę z tego co się dzieje i niech was Bóg błogosławi"

Po tych słowach ekran znów powrócił do kruchej pani informującej o historii. 

"Były wielokrotne przypadki porwani w  Kolorado dla
tych testy, lub coś w tym stylu reporterzy w to nie wierzą. Radzimy każdemu trzymać swoje dzieci
blisko siebie i wypuszczać  na bardzo małą odległość. "

Potoczyłam swoje oczy, zmęczone już wiadomościami, podejść do TV i wyłączyć to, zanim mama mogła zapewnić, że ekran na dobre zrobi się czarny.
Westchnęła, odwracając się by wrócić do robienia obiadu w kuchni.  
- Naprawdę Callie, dobrze jest usłyszeć o takich rzeczach. Twój ojciec i ja musimy przez chwilę zatrzymać cię i twojego brata w domu, jeśli naprawdę to się dzieje. 
Gorzki smak okrył moje usta. 
 - Mamo, nie możesz wierzyć we wszystko co mówią w wiadomościach - powiedziałam, siadając na barowym stołku i przyjrzałam się jak zmieszała purée ziemniaczane w srebrnym garnku. 
 -  Było tyle uprowadzeń że uderzyło w zapis rozbijający liczbę. Oni wezmą dzieci z ich domów na zewnątrz pod tą surowicą, która wysyła ich w grę umożliwiającą przetrwanie. Naprawdę chcesz być częścią tego? -  potrząsnęła swoją głową z dezaprobatą. Rzuciłam okiem na teren  poza oknami od podwórza przy śniegu.
Ostrzeżenia prezydenta nie zrobiły na mnie wrażenia.
 - Nie, ale nie powinniśmy martwić się o coś tak szerokiego, mamo. Nikt nie zamierza zabrać nas, jesteśmy bezpieczni.
Podniosła wzrok  ze swojej pracy i spojrzała na moją twarz , robiąc wydech i podeszła do mnie. Jej  palce przykryły moją twarz i poczułam zapach czosnku.
 - Kochanie - uśmiechnęła się żeby być miłą -Fawn już  z nami nie ma, zrozum to. Rozumiem dlaczego nie lubisz słuchać zasad - przechyliła głowę - ale to naprawdę nie jest złe jeżeli jest się czasem ostrożnym. Nawet jeżeli jest to coś co nigdy nie dojdzie pod nasze drzwi.
Jej ręce opuściły moją twarz ale wciąż czułam jak ich duch kłamał. Słowa mamy pocieszały, ale nie liczyłam się z nimi. Nic nie będzie takie samo, bo nie ma już mojej siostry. Nie bałam się już niczego. Nie miałam nic do stracenia.


*TICT - Uczelnia Instytut Technologii Komputerowej

____________________________________________________

Witam.
Mam już za sobą pierwszy rozdział. Uf... nie wiem jak 
wy to odczuliście ale mnie to wciągnęło. Nie jestem co prawda przekonana do Callie.
A wy? Proszę o zostawienie komentarza, baardzo proszę będę wiedzieć czy 
tłumaczyć dalej.





poniedziałek, 26 maja 2014

Początek

Witam :)
Założyłam tego bloga aby przetłumaczyć bardzo ciekawy (według mnie) blog.
Zgodę otrzymałam, więc już jutro pojawiłby się pierwszy rozdział.
Kontynuacja bloga zależy od tego czy pojawiłyby się tu jakieś komentarze.